Przedostatnią niedzielę 15 grudnia 2019 r. członkowie Koła SEiRP w Olsztynie, wybrali się na ostatnią, w tym roku, autokarową wycieczkę z PTTK-owskim Kołem „Laurencja” w Olsztynie. To już 134. wycieczka z cyklu: „Wędrówki Rodzinne”: Reszel i Okolice.


Kolejno odwiedziliśmy:
Łężany - pałac, kaplicę pałacową rodu von Fischerów właścicieli Łężan, i zabudowania folwarczne. Tutaj, w pałacu i w pałacowym parku, Filip Bajon kręcił sceny „kaszubskiego” „Kamerdynera”.
Reszel - W tym mieście spędziliśmy najwięcej czasu, a było co oglądać i słuchać opowieści przewodnika, regionalisty. Zaczęliśmy od średniowiecznych mostów na rzece Sajnie i przepięknego ciągu spacerowego wzdłuż jej brzegu u stóp Zamku, którego dziedziniec i wieżę widokową zawsze się zwiedza, szukając coraz to nowych widoków i zmian pejzażu.

 

Warto było wejść do Cerkwi Przemienienia Pańskiego, by zapoznać się z przystosowaniem architektonicznym świątyni katolickiej do obrządku greko-katolickiego, którą przejęła 60 osobowa gmina wiernych Reszla. Zwraca uwagę balaskowe (niskie) użycie oddzielenia prezbiterium od pozostałej części świątyni, jako nietypowego ikonostasu, z zachowaniem tradycyjnych „trzech wejść”, jak w innych świątyniach greko-katolickich. 

Zaplanowany obiad przygotowany był dla nas w kawiarni „Pod Kasztanem”: rosół z makaronem, podobnie pomidorowa, pierogi z mięsem i coś co nazywało się „de Volay” Do pierogów podano nawet szklankę podgrzanego mleka, Była też kawa i herbata do woli.
Kolejnym, ostatnim już miejscem, które zwiedzaliśmy już o zmroku Bęsia. Zaczęliśmy od obejrzenia obecnego stanu 200 letniego wiatraku, który stoi i stoi czekając na zmiłowanie i zapobieżenie jego całkowitej ruinie.
Stan obecny pałacu w Bęsi to wynik oddania go w tzw. „ręce prywatne”. Najpiękniej estetycznie i użytkowo wyglądał w czasach PRL kiedy mieścił się w nim Wojewódzki Ośrodek Postępu Rolniczego. Po „przemianach” przeszedł we władanie Agencji Własności Skarbu Państwa i zaczyna niszczeć, rozkradany, demolowany bez opieki. Nawet ostania wojna i kolejni okupanci tych terenów (niemieckich przecież) nie poczyniła tylu zniszczeń co kolejne (jedynie rejestrowane) włamania w celu kradzieży zabytkowych pieców kaflowych, czy solidnej stolarki.

Czas jest nieubłagany dla wszystkich, i dla rzeczy, obiektów i spraw pozostawionych samych sobie. Tam gdzie brak właściciela, degradacja i upadek jest wprawdzie na co dzień niezauważalny, ale postępuje bezwzględnie i uparcie dążąc do zniszczenia. Tak też jest z wieloma dworami i pałacami nie tylko na Warmii i Mazurach. Jak zabraknie: pana, właściciela, użytkownika, opiekuna wreszcie wredny upływ czasu potrafi czynić, niemal z dnia na dzień, nieodwracalne szkody. Renowacja, czy rewitalizacja - jak to się teraz modnie nazywa, niesie z sobą znacznie większe koszty, zmiany charakteru obiektu i jego przeznaczenia, niż zamierzano mu nadać w trakcie planowania i budowy

 

Jednym słowem ta wycieczka po dworach i pałacach Warmii i Mazur zakończyła się w dosyć minorowym nastroju.